Nocna Elita

Charakterystyka moich dodatkowych zleceń w terenie jest taka że muszę ja wykonywać w godzinach innych niż biurowych, jednocześnie nie ma siły żeby te biurowe przepchnąć w inne godziny. Sprowadza się to do częstych wycieczek do późnej nocy. Albo pobudki właśnie w środku nocy po to żeby zajechać na miejsce na otwarcie jakiegoś punktu, zrobić co jest do zrobienia i wrócić jeszcze na dyżur przy biurku.

Co ciekawe, taki układ wcale mi nie przeszkadza. Gdyby nudne klepanie w mysz i klawiaturę można było jeszcze bardziej przesunąć w kierunku godzin porannych, albo odsunąć pod drugą zmianę, pewnie jeszcze dalej, jeszcze częściej wypuszczałbym się w teren.

Ale wracając do sedna.

Często takie wypady kończą/zaczynają się o godzinie 2 lub 3 w nocy. Wtedy kiedy na drogach nie ma już prawie nikogo. Prawie jest tu co prawda dużym nadużyciem bo ruch na trasach krajowych jest dalej ogromny, ale na drogach wojewódzkich już prawie zanika do zera.

Mam wtedy takie swoiste uczucie przynależności do swojego rodzaju elity.

Zapewne wiece o co chodzi. O tej porze na drogach nie ma Grażynek jadących z biura księgowego, super mamuś w swoich „terenowych” i rodzinnych wynalazkach. Nie ma dziadków jadących do kościoła/cmentarza i reszty śmiertelników którzy jeżdżą okazjonalnie albo tylko tyle ile muszą.

Zostaje śmietanka. Ludzie którzy rocznie trzepią dziesiątki tysięcy. Najczęściej w dostawczakach i dużych zestawach. Czasem trafi się ktoś śpieszący do Warszawy czy inny prezes w limuzynie. Czasem jakiś kratkowóz. Ale generalnie wszyscy i tak na swój sposób są świadomymi użytkownikami drogi których podróż nie absorbuje, nie stresuje.

Czuje to, takie „dogadywanie się”, wspólne odruchy.

Wtedy jeden wie z drugim że można przelecieć radary (które są dalej nielegalne… KLIK, Polecam) jadąc obok siebie.
Kiedy trafi się zakładka, każdy idealnie się wpasuje a nie staje w miejscu.
Kiedy ktoś wjeżdża na pas i chce się rozpędzić i włączyć ze zjazdu, baru, parkingu, już kilometr wcześniej spokojnie na głównej trasie wszyscy jadą na lewy pas, bo patrzą dalej niż metr do przodu i robią miejsce.

Kiedy jest czerwone, to nikt nie wali z gazem w podłodze do samego końca żeby być pierwszym na linii. Wszyscy na spokojnie sobie dojeżdżają.

Co drugi ma kawkę w środku, rytm jest leniwy. Ale też każdy potrafi względnie wyczuć kiedy jest sens, zmieści się na prawym pasie między zestawami bez zmiany tempa, tak żeby inny mógł go minąć.
Nikt nie toczy się 60 „Bo jest ciemno”.

Mam (może błędne) wrażenie że wszyscy jakoś bardziej się szanują, bo wszyscy wiedzą że każdy tutaj jest zawodowo, więc ludzie starają sobie tą pracę ułatwiać.

Fiacik jest klockowaty, jest oparty o dostawczaka i jest wagi piórkowej w porównaniu z zestawami ale w niczym to nie przeszkadza 😉

Gliwicki fragment DTŚ. Początek/koniec nocnych wojaży.

Pomijając to że sama noc jest świetna do podróży, refleksji, wyciszenia się.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Wpisy

2 komentarze

  1. W sedno! Napisałeś tak jak chciałbym to ująć 🙂 Sam jak mam do wyboru zrobienie stałej traski Zakopane – woj. świętokrzyskie /300km/, to najchętniej zaczynam ją po 3 rano, bo potem w miastach korki, a przed 7 rano Kraków przelatuje się naprawdę na lajcie…
    Ciekawostka – najszybciej tą moją stałą trasę leciałem w wigilię rano. Auta wymiecione z dróg totalnie, puściutko… Ale i tak uważam, że nocami lata się najlepiej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *